Легенда «PRZEMKO I LUDGARDA» на польском языке |
Продолжаем знакомиться с польской историей и культурой через чтение адаптированных текстов для начинающих, и переходим к польской легенде «PRZEMKO I LUDGARDA». Остальные легенды этого цикла найдёте в разделе «Сказки и легенды на польском языке», а другую литературу на польском языке можно читать онлайн в разделе «Книги на польском». Для тех, кого интересует изучение польского языка с преподавателем, есть информация на странице «Польский по скайпу».
Теперь переходим к чтению легенды на польском языке «PRZEMKO I LUDGARDA».
PRZEMKO I LUDGARDA
Był maj, czas na przedwieczerzu, kiedy już tylko zorze gorzały purpurą w szeroko rozlanej Odrze. Na zamku szczecińskim panował zmierzch i rozsnuwał się mrocznym chłodem po komnatach. Księżniczka Ludgarda przewlekała ostatnią nić na krosnach, na których tkała obrus dla kaplicy zanikowej, i zadumała się nad swoją dolą. Była sierotą i nie sierotą. Ojca swego księcia Henryka meklemburskiego, nawet nie pamiętała. Wyruszył z rycerstwem do Ziemi Świętej, gdy miała zaledwie kilka lat, i dotąd nie powrócił. Jedni mówili, że poległ w boju, inni, że żyje w niewoli u Saracenów. A matka jej, urodziwa księżna Anastazja, sprawowała rządy w dalekim Wismarze i nie miała czasu dla swej córki. Ludgarda wychąwywała się więc u dziada swego, księcia Barnima szczecińskiego. Dobrze jej tu było, dziadkowie kochali ją bardziej niż własną córkę i nic jej zgoła nie brakowało, chyba tylko ptasiego mleka. Cóż, kiedy tęskniła za rodzicami. Właśnie miesiąc temu ukończyła czternaście lat i stała się dorosłą damą, a dziadek żartował, iż teraz każdego dnia może spodziewać się swatów. Nie sądziła, że słowa opiekuna sprawdzą się tak rychło, bo oto dziś rano specjalni posłańcy przybyli na zamek szczeciński z wieścią, iż szlachetny panicz Przemko, dziedzic zmarłego księcia Przemysława, wyruszył już z Poznania, by pokłonić się o jej rękę. Weszła służebna ze światłem prosząc na wieczerzę. Ludgarda ocknęła się z zadumy, wstała od krosien i przeszła do komnaty jadalnej. W kilka dni później książę Przemko rzeczywiście przybył do Szczecina. Wjechał huczno i dworno na czele strojnej drużyny rycerskiej, młody i urodziwy, w pozłocistej zbroi, na ognistym rumaku. Zuchwałe, czarne oczy rycerza spoczęły na nieśmiałej Ludgardzie, i serce zabiło jej gwałtownie w piersi. Nie wiedziała jednak, miłość li to była od pierwszego wejrzenia, czy też lęk jakowyś przed nieznanym losem. Niebawem w kaplicy zamku szczecińskiego odbył się ślub młodej pary, skromny i cichy, jako że właściwe gody weselne miały się rozpocząć dopiero w Poznaniu. Książę Przemko niedługo bawił w Szczecinie. Wkrótce wyjechał ze swoją drużyną, by godnie przyjąć oblubienicę na własnej ziemi. W kilka niedziel później tą samą drogą wyruszyła z niewielkim orszakiem Ludgarda. Spotkanie nastąpiło na granicy Pomorza i Wielkopolski, w warownym Drżeniu, zwanym później Drezdenkiem. Witał tu Ludgardę książę Przemko i stryj jego, Bolesław, książę kaliski oraz biskup poznański, Mikołaj i dworzanie. Jechali odtąd razem przez Ziemię Wielkopolską, wszędzie witani serdecznie przez rycerstwo, mieszcza" i kmieci. Wjazd do Poznania był huczny i okazały. Kto żyw wyległ na ulice grodu, by przypatrzeć się młodej parze książęcej. - Jadą, już jadą! - słachać było ze wszech stron. Na czele orszaku jechał książę Przemko na karym rumaku, przykrytym aż do ziemi purpurową kapą zdobną herbami miast wielkopolskich. Pierś okrywał mu złocisty pancerz z wielkim białym orłem, a głowę zdobił hełm z podniesioną przyłbicą i pióropuszem z pawich piór. Ludgarda jechała obok w białej powłóczystej sukni, na białym jak śnieg rumaku okrytym błękitną oponą z haftowanymi złocistymi gryfami. Na jasnych, utrefionych w loki włosach widniała korona książęca. Wśród rycerstwa i ciżby miejskiej rozległy się okrzyki na cześć młodej pary: - Sto lat życia miłościwemu panu i małżonce jego! Szczęścia i licznego potomstwa! Właśnie zbliżali się do katedry. Ludgarda podniosła opuszczone powieki i wzdrygnęła się od lęku. Mroczne wnętrze świątyni z dwoma rzędami świec po obu stronach wejścia zdało się jej mieć kształt żałobnego katafalku. Opanowała się, by nie krzyknąć. Lecz oto otoczyli ich już dworzanie książęcy i rajcy Poznania z burmistrzem na czele. Przemko pomógł z gracją zsiąść małżonce z konia, a biskup Mikołaj w towarzystwie księcia kaliskiego Bolesława i jego małżonki Jolanty oraz kanoników poznańskich wprowadził nowożeńców w uroczystej procesji do katedry. Lud Poznania przez trzy dni bawił się i ucztował za szczęście i pomyślność młodej pary. Na zakończenie godów weselnych odbył się na dziedzińcu zamkowym wspaniały turniej rycerski. Zjechali rycerze z Wielkiej i Małej Polski, z Pomorza i Śląska. Sam książę Przemko postanowił również wziąć udział w gonitwach. Nagrodą dla zwycięzcy miał być wieniec laurowy misternie wykonany ze złota przez złotników poznańskich oraz drogocenny miecz rycerski, oba z rąk księżnej Ludgardy. Zasiadła ona wraz z dworkami na głównym krużganku zamkowym pod baldachimem przetykanym purpurą i złotem. Miejsce po obu jej stronach zajęły żony i córki zaproszonych rycerzy, dworki księżnej oraz najznamienitsze mieszczki poznańskie. Sami rycerze obsiedli w krąg na dębowych ławach dziedziniec zamkowy, aby nie uronić ani krztyny z zakończenia igrzysk. Z dwunastu najodważniejszych rycerzy, którzy stanęli w szranki, po trzech dniach pozostali już tylko dwaj najdzielniejsi. O pierwszym z nich, w pozłocistej zbroi, mówiono, iż jest to sam książę Przemysław; kto zacz był drugi, w czarnej zbroi i na czarnym koniu - tego nikt nie wiedział. A oni stali już na przeciwległych krańcach dziedzińca gotowi do walki. Znad wygiętych karków końskich widać było strojne w pióropusze szyszaki z opuszczonymi przyłbicami oraz długie kopie. Zabrzmiały fanfary. Rycerze pochylili się w siodłach i zniżyli kopie. Zadudniła ziemia pod ciężkim galopem rumaków i bój się rozpoczął. Dźwięczały głucho o tarcze kopijne brzeszczoty, a konie zdarte wodzami aż przysiadały na zadach, a następnie z wielkim impetem przebiegały tuż obok siebie, by zatoczywszy wielki łuk, ruszać znów całą siłą naprzód. Spod kopyt rumaków sypały się skry krzesane o bruk dziedzińca, a z nozdrzy biły ze świstem kłęby białej pary. I tak po trzykroć obiegli dziedziniec i starli się z sobą, ale żaden nad drugim nie uzyskał przewagi. Lecz oto czarny rycerz zatoczył po dziedzińcu ogromny krąg, że omal się o ławy rycerskie nie otarł, i jak burza runął na swego adwersarza. Rozległ się kwik koni, trzask pękającej tarczy i książę Przemko, jak piorunem rażony, wypadł z siodła. Podbiegli giermkowie, by ratować swego pana. Nie był ranny, jeno mocno poturbowany. Zabrzmiały gromkie okrzyki na cześć zwycięzcy, a drabanci odegrali fanfary oznajmiające koniec igrzysk. Czarny rycerz dysząc ze zmęczenia podjechał na spienionym koniu tuż pod krużganek, na którym siedziała księżna Ludgarda, zdjął szyszak z głowy i skłonił się głęboko. - Dobek! Dobek! - krzyknęli chórem rycerze i dworzanie. Był to istotnie rycerz Dobiesław z możnego rodu wielkopolskiego Zarębów, rówieśnik i współtowarzysz zabaw chłopięcych księcia Przemysława. Ludgarda wychyliła się z krużganku tuż nad głową jeźdźca: - Smucić bym się winna, Dobiesławie, że pokonałeś małżonka mego, a swego pana, ale zwyczaj rycerski zabrania mi tego, bo na turnieju wszyscy są sobie równi. Kładę ci więc na skronie wieniec zwycięzcy. Strzeż godności rycerskiej jako źrenicy oka swego, a ten oto miecz niechaj ci służy ku obronie uciśnionych, a na zgubę wrogom. Dobek zsiadł z konia i przyklęknął na jedno kolano, a ująwszy podany sobie miecz w obie dłonie i wzniósłszy oczy ku górze, tymi ozwał się słowy: - Księżno Ludgardo, pani moja! Pierwszy raz ujrzałem cię w ogrodzie szczecińskim, gdym był tam z drużyną księcia Przemysława, i odtąd zapomnieć cię nie mogę. Przyjmuję ten wieniec na znak, iż jestem paziem twoim, a tym oto mieczem ślubuję cię bronić w niebezpieczeństwie aż po wszystkie dni żywota mego. Szmer podziwu rozległ się wokoło nad piękną i pełną galanterii mową rycerza. Książę Przemko również podszedł ku zwycięzcy i zgodnie z obyczajem rycerskim podał mu dłoń: - I ja ci, Dobiesławie, winszuję. Dzielnie się spisałeś, chociaż nadwyrężyłeś mi nieco zbroję - rzekł z uśmiechem. Ale w oczach paliły mu się skry źle tajonego gniewu.
Od czasów wesela i turnieju rycerskiego minęło lat kilka i wiele wody upłynęło w Warcie ku Odrze i Bałtykowi. Nie potwierdziły się serdeczne życzenia mieszkańców Poznania. Na zamku książęcym nie słychać było ani wesołych zabaw, ani też dziecięcego szczebiotu. Młodziutką Ludgardę widywano jeno wczesnym rankiem, gdy ze służebną i kapelanem dążyła pospiesznie na jutrznię do kościoła. Była co dnia bledsza i smutniejsza, a szafirowe jej oczy pokryła mgła zadumy. Wśród pospólstwa miejskiego poczęły krążyć wieści, że młody książę chętniej przebywa poza murami zamku u swej dawnej miłośnicy, branki niemieckiej, niż w komnatach małżonki. A on sam, w chwilach złego humoru lub pod wpływem burgunda mawiał z przekąsem: - Złowiłem w wodach szczecińskich rybę, która zimną krew ma! Wiedziano też powszechnie, iż książę Przemko usunął precz ze swego dworu Dobka Zarębę. - Nie mógł mu wybaczyć zwycięstwa w turnieju - szeptano tajemniczo po kątach. Byli też i tacy, którzy zaklinali się na wszystkie świętości, iż widywali wieczorem Dobka za murami grodu, okrytego czarnym płaszczem dla niepoznaki i zapatrzonego w oświetlone okna komnaty Ludgardy. Książę wydał nawet rozkaz straży zamkowej, by go schwytać i uwięzić, ale Dobek, w czas ostrzeżony, przepadł bez śladu. I znów minęło kilka lat. Dla Ludgardy były one coraz cięższe i coraz smutniejsze. Książę otoczył ją zniemczałymi dworkami i służebnicami, które śledziły każdy jej krok, a komnaty jej zamienił w istne więzienie. Jedyną bliską i wierną jej osobą była stara piastunka, z którą przyjechała ze Szczecina. Niechęć, a później nienawiść księcia ku małżonce - wedle opowieści służebnych - była z powodu bezpłodności Ludgardy. Przemko powiększył znacznie swą wielkopolską dzielnicę, bo po stryju Bolesławie odziedziczył Ziemię Kaliską, a książę pomorski, Mściwój, przyrzekł mu zapisać w testamencie Pomorze Gdańskie. Dumał więc książę coraz częściej i o królewskiej koronie Chrobrego, i o synu, któremu mógł ją w dziedzictwie zostawić. Tymczasem nadszedł mroźny grudzień i książę, jak co roku, wybrał się ze swoją drużyną na polowanie. Z nieobecności tej skorzystał Zaręba, o którym znów było głośno w okolicy, i w przebraniu mieszczańskim, jako krawczyk, przekradł się do zamku. Ludgarda poznawszy go krzyknęła przerażona: - Cóżeś uczynił, nieszczęsny Dobiesławie! Zgubisz mnie i siebie! - Musiałem cię ujrzeć, pani, chociażbym miał zginąć, powiadają bowiem wokoło, iż książę czyha na twe życie. - Już mi niewiele tego życia zostało, Dobku - rzekła księżna wyciągając ku niemu chude i przejrzyste jak alabaster dłonie. Dobek spojrzał na nie z głębokim współczuciem i ucałował ze czcią. - Chcę cię bronić, pani, jestem przecież twoim paziem! Książna zamyśliła się głęboko, po czym zdjąwszy drogocenny pierścień z dłoni rzekła: - To pierścień, który dał mi mój dziad. Jedź z nim do Szczecina i proś mych bliskich o pomoc. Źle mi tu! Boję się bardzo księcia, boję się każdego dnia, każdej godziny! Dobek skłonił się głęboko: - Dobrze, o pani moja, pojadę choćby na krańce świata! I uczynię wszystko, co każesz! Wtem przed zamkiem zatętniły kopyta końskie. Ludgarda przypadła do okna: - Umykaj, Dobku, co tchu, bo zginiesz! Przemko wraca z polowania! Wyprowadziła rycerza bocznym wejściem poprzez izbę piastunki. Nie minęły trzy pacierze, a już most zwodzony dudnił głucho odgłosem wracających myśliwych. Za chwilę Przemko wpadł wzburzony do komnat Ludgardy. - Gdzie skryłaś gacha swego!? - krzyknął. Ludgarda milczała nie podnosząc nawet powiek. - Mów! - krzyknął - wiem wszystko od pazia mego, który was śledził! Ludgarda podniosła oczy na męża. Przemko miał twarz zimną i twardą, jakby wykutą z granitu, a w czarnych jego źrenicach krył się nieodwołalny wyrok. Ludgarda osunęła się na kolana. - Przysięgam ci, żem niewinna! Klnę się jako niewiasta i małżonka twoja! Pomnij na Boga i na uczciwość tak książęcą, jako i małżeńską, i pozwól mi wrócić do domu ojców moich! Nie wezmę nic z tej komnaty: ani klejnotów, ani szat kosztownych! Odejdę w jednej koszuli i będę znosiła los choćby najbiedniejszy! Daruj mi tylko życie! Nie gub mnie!... Książę bez słowa zaklaskał w dłonie, a gdy weszły służebne, wskazał im klęczącą i wyszedł z komnaty. Nazajutrz znaleziono Ludgardę w jej sypialni uduszoną. Było to 14 grudnia 1283 roku. Książę, chcąc odwrócić od siebie podejrzenia o zbrodnię, wyprawił swej małżonce wspaniały pogrzeb, a trumna z jej zwłokami spoczęła uroczyście na katafalku w katedrze poznańskiej, do której z takim lękiem wstępowała Ludgarda dziesięć lat temu. A w dwa tygodnie później, trapiony wyrzutami sumienia, Przemko ufundował w Poznaniu klasztor dominikanek i wyposażył go hojnie we wsie: Piątków, Rudnicę i Zaparcicę z Jeziorem Gostyńskim. Wieść o zbrodni przedostała się jednak za mury zamkowe, a nieznani śpiewacy ludowi układali na cześć Ludgardy pieśni i opowieści, które głoszono w czasie publicznych widowisk. W zamku Przemysławów zaś począł pojawiać się nocą cień Ludgardy w białej powłóczystej szacie, z dłońmi wyciągniętymi przed siebie i z na wpół uchylonymi ustami, w których zamarła ostatnia, nie wypowiedziana już skarga. Opowiadano też, że pod murami zamku ukazywał się również cień rycerza w czarnej zbroi i na czarnym jak kruk koniu. Zjawiał się późną nocą i przed świtaniem znikał wśród mroku. A jeszcze inni twierdzili, iż widzieli tego rycerza w katedrze w czasie żałobnego nabożeństwa, jak skryty za filarem wpatrywał się posępnym wzrokiem w trumnę Ludgardy na katafalku. Ile w tych opowieściach było prawdy, mogłyby powiedzieć tylko mury zamku Przemysławów, gdyby mówić umiały. Śmierć Ludgardy zaciążyła klątwą nad całym życiem Przemysława. Nie dała mu szczęścia i upragnionego syna ani druga małżonka, Ryksa, córka króla szwedzkiego, Waldemara, ani też trzecia żona, Małgorzata Brandenburska. Nie przyniosła mu chwały i szczęścia nawet korona królewska, którą arcybiskup Jakub Świnka włożył mu uroczyście na skronie 26 czerwca 1295 roku w Gnieźnie. Los złowrogi sięgnął i po koronę królewską. Na zapusty, 1296 roku, wybrał się król Przemysław do Rogoźna. Urządzał tu turnieje rycerskie, naradzał się z panami, bawił się i wypoczywał. W środę popielcową, dnia 8 lutego, gdy całe rycerstwo spało snem kamiennym po nocnej biesiadzie zapustnej, nagle oddział knechtów i nieznanych rycerzy, nasłanych przez margrabiów brandenburskich i współdziałające z nimi możne rody Nałęczów i Zarębów, opanował gród i wdarł się do zaniku. Śpiąca i na wpół jeszcze pijana straż królewska padła w walce lub pierzchła w popłochu. Na czele napastników biegł rycerz w czarnej zbroi. Wdarli się do komnat królewskich. Przebudzony ze snu Przemko porwał za broń i rzucił się ku drzwiom. Wtem zabiegł mu drogę czarny rycerz. W lewej dłoni trzymał płonącą pochodnię, a w prawej krótki miecz. - Stójcie! On mój! - krzyknął do biegnących za nim, a następnie zaświecił pochodnią w oczy na wpół ubranemu królowi. - Poznajesz mnie? - Dobek! - krzyknął król Przemysław. - Tak, ja! A to miecz darowany mi w turnieju przez Ludgardę dla obrony uciśnionych. Broń się, bo jeden z nas dwóch paść tu musi! To sąd Boży! Rzucił pochodnię w ręce pachołka i natarł na króla. Zaszczekały miecze, aż skry posypały się w półmroku, i rozpoczęła się walka na śmierć i życie. Wtem Przemko, cisnąwszy miecz na ziemię, porwał za stojący pod ścianą oszczep i pchnął nim straszliwie oburącz. Dobek uskoczył na bok i krótkim szychem wbił miecz, pod odsłoniętą pachę przeciwnika. - Za Ludgardę! - krzyknął - za Ludgardę! Przemysław rozkrzyżował ramiona i runął na posadzkę. Dobek zwrócił się do stojących w drzwiach rycerzy: - Reszta to sprawa knechtów brandenburskich, nie nasza. Na koń, towarzysze! Na koń! Zatętniły kopyta końskie i oddział jeźdźców z czarnym rycerzem na czele zniknął wśród nocy. Tymczasem brandenburscy siepacze porwali króla chcąc go uwieźć do Marchii jako zakładnika. Był ciężko ranny, ale żył jeszcze. Wsadzili go więc na konia i wziąwszy między siebie* całą gromadą wymknęli się z Rogoźna. Wstał pochmurny świt zimowy. Z dala słychać było odgłos pogoni. To straż królewska, opanowawszy się wreszcie z popłochu i trwogi, ruszyła w pomoc królowi. Knechci widząc, iż Przemko nie może utrzymać się na siodle, a pogoń tuż, tuż za nimi, dobili rannego sztyletami i porzucili przy drodze, a sami pomknęli lasami ku granicy Brandenburgii. Okrutna śmierć Przemysława, który zaledwie siedem miesięcy dźwigał koronę Chrobrego, wstrząsnęła całym krajem i przeszła na stałe do kręgu podań. Lud głosił z uporem, iż była to kara Boża za umęczenie niewinnej Ludgardy. Miejsce zabójstwa Przemysława również zostało osnute ludowymi podaniami. Jeszcze w końcu XIX wieku pokazywano pod Rogoźnem, niedaleko wsi Łukowa, ogromny głaz zwany Kamieniem Przemysławskim, na którym miał spoczywać przez chwilę ciężko ranny król. Inna wieś koło Rogoźna, Porąbiec, ma - według podania - wywodzić swą nazwę z faktu, iż w tym właśnie miejscu uprowadzony i nieprzytomny z upływu krwi król Przemysław został przez napastników dobity, porąbany. Tak oto zakończyły się głośne i tragiczne w swych skutkach dzieje miłości i nienawiści Przemka i Ludgardy.
Следующая польская легенда о древних временах государства называется «ZANIEMYŚL I PŁOWCE». |
Изучение иностранных языков - новое
- Cказка «Крёстный» (El señor padrino) на испанском языке онлайн, братья Гримм
- Cказка «Невеста разбойника» (La novia del bandolero) на испанском языке онлайн
- Сказка «Господин Корбес» (El señor Korbes) на испанском языке онлайн, братья Гримм
- Сказка «Волшебный столик, осёл и дубинка» (La mesa, el asno y el bastón maravillosos) на испанском языке
- Сказка «Портной на небе» (El sastre en el cielo) на испанском языке онлайн, братья Гримм
- Сказка «Умная Эльза» (Elsa la Lista) на испанском языке онлайн, братья Гримм
- Сказка «Три языка» (Las tres lenguas) на испанском языке онлайн, братья Гримм
- Сказка «Смышлёный Ганс» (Juan el listo) на испанском языке онлайн, братья Гримм
- Книга «Преступление и наказание» (Crimen y castigo) на испанском языке онлайн
- Книга «Человек-невидимка» (El hombre invisible) на испанском языке – читать онлайн
- Книга «Нетерпение сердца» (La impaciencia del corazón) на испанском языке онлайн, Стефан Цвейг
- Книга «Война миров» (La guerra de los mundos) на испанском языке – читать онлайн
- Книга «Зов предков» (La llamada de lo salvaje) на испанском языке онлайн, Джек Лондон
Уроки иностранных языков онлайн
Наиболее востребованные онлайн уроки
- Аудиал, визуал, кинестетик, дигитал (тест). Как определить доминирующий тип восприятия?
- Фильмы на польском языке с субтитрами (смотреть онлайн или скачать)
- Названия месяцев в польском языке. Даты на польском
- Род существительных в испанском языке
- Эллипсис в английском языке (примеры)
- Союзы в испанском языке (испанские союзы)
- Род существительных во французском языке
- Запятая в английском языке
- Фильмы на французском языке с субтитрами: смотреть онлайн или скачать
- Болонская система оценивания (баллы ECTS)
- Английский для начинающих (Киев)
- Предлоги в английском языке (Prepositions)
- Прошедшее совершенное время в испанском языке (Pretérito perfecto)
- Артикли в итальянском: определённые, неопределённые, частичные
- Глаголы в испанском языке (классификация)